Tym razem zapraszam na łąkę albo do lasu. Wiosną, zwłaszcza na przednówku, dzikie rośliny jadalne goszczą w mojej kuchni pod wieloma postaciami: jako przyprawy, dodatki do dań, a nawet samodzielne
przekąski. Nigdy nie docenimy darów natury bardziej niż pod koniec zimy, gdy na zdrową, uprawianą bez chemii albo nieimportowaną zieleninę wciąż jeszcze zbyt wcześnie. Wycieczka z rodziną wyposażoną w papierowe torby na łupy i powrót ze składnikami na obiad – co za radość!
Polecam podszkolenie się na warsztatach z dzikimi roślinami i wykorzystanie ich w menu.
A oto moja miłość – młode pędy chmielu rosnącego pospolicie, wspinającego się na drzewa, płoty (byle daleko od miast i dróg!). Dania z nich wcinamy nałogowo, ciesząc wiosną oczy i stęsknione za nowalijkami kubki smakowe. Smak przypomina fasolkę szparagową!
SKŁADNIKI:
- młode pędy chmielu – kilka solidnych garści
- oliwa extra vergine – 3 łyżki
- czosnek – 1 ząbek
- sól lub sos sojowy tamari do smaku
- pieprz – opcjonalnie
WYKONANIE:
Chmielowe pędy powinny mieć mniej więcej 10–15 centymetrów, być niezdrewniałe i łatwo się łamać. Oczyść je, umyj pod bieżącą wodą. Zalej wrzątkiem na minutę i odcedź. Na patelnię wlej oliwę, dodaj posiekany w plasterki czosnek i delikatnie podsmaż. Podlej niewielką ilością wody (2–3 łyżki) i dorzuć do emulsji tłuszczowo-wodnej odcedzone pędy. Posól całość do smaku albo posyp pieprzem.
Ps. Pędy chmielu to ponoć jedna z najdroższych zielonych delicji we Francji.
A tyle jej u nas za darmo.
O, takiego cuda jeszcze nie próbowałam, ale zachęciłaś mnie, będą testy
Naprawdę niezwykle smakowita. Jedna z moich ulubionych.
Super! Cieszę się!