Natknęłam się kiedyś na przepis na miód z arbuza
(Przetwory domowe z owoców, wyd Rea, Warszawa 2010)
Wyglądał tak absurdalnie zaskakująco, smakowicie i prosto,
że obiecałam sobie do niego wrócić w sezonie,
kiedy tylko będzie można zdobyć tanie arbuzy.
Czas nieubłaganie nadszedł… 😉
Zapraszam na miód arbuzowy w smakoterapiowej krasie.
Z dodatkiem rozgrzewającego imbiru na zimę, z aromatyczną nutką goździków i soku z cytryny.
Voila!
🙂
(Przetwory domowe z owoców, wyd Rea, Warszawa 2010)
Wyglądał tak absurdalnie zaskakująco, smakowicie i prosto,
że obiecałam sobie do niego wrócić w sezonie,
kiedy tylko będzie można zdobyć tanie arbuzy.
Czas nieubłaganie nadszedł… 😉
Zapraszam na miód arbuzowy w smakoterapiowej krasie.
Z dodatkiem rozgrzewającego imbiru na zimę, z aromatyczną nutką goździków i soku z cytryny.
Voila!
🙂
Składniki:
bardzo dojrzały arbuz (na 1/2 litra miodu należy użyć ok. 8-9 kg świeżego arbuza)
cytryna ( 1/2 )
świeży imbir (5 plasterków)
goździki (4-5 sztuk)
Wykonanie:
Oddziel arbuza od skórki. Teraz masz dwa wyjścia. Jeśli posiadasz wyciskarkę ślimakową jesteś uratowany! Cały miąższ przepuść przez maszynkę, która sprawnie oddzieli pestki i włókienka od soku.
Efekt spektakularny: wieeelki gar musu z arbuza i maleńka ilość suchych arbuzowych wiórków :).
Jeśli nie posiadasz wyciskarki przygotuj się na: oddzielenie arbuza od pestek, zmiksowanie miąższu na gładką masę, przetarcie masy przez sito i przelanie płynu przez gazę (najlepiej kilkukrotnie).
Ufff..
Możesz rozpocząć gotowanie. Zbierz całą wściekle czerwoną pianę, która będzie się zbierać w czasie gotowania. 😉
Kiedy płyn będzie już czysty i klarowny, przelej go jeszcze raz przez gazę, następnie wstaw ponownie do gotowania, dodaj plastry imbiru i goździki i gotuj do zredukowania płynu (u mnie około 2 godziny).
Pod koniec dodaj sok z cytryny i gotuj jeszcze chwilkę.
Wrzący miód przelej do wysterylizowanych słoików i zakręć.
Pozostaw do ostygnięcia.
Gotowe!
🙂
Ciao!
🙂
Nie rozumiem do końca tego przepisu. Kiedy się dodaje miód?
Nie dodajemy miodu. TO jest tzw miodek z arbuza, czyli coś na kształt arbuzowego syropu (jak kto woli). Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Moim zdaniem wystarczy pasteryzować w słoikach we wrzątku – ja tak pasteryzuję wszystkie przetwory i jak dotąd żaden nie zapleśniał ani nie skisł.
Jola
Zrobiłam dzisiaj, dla wypróbowania. Wersję watermellon jelly znam od dawna, bo obracam się w amerykańskim środowisku, gdzie jest to popularne. Wyciskarkę mam, więc nie umęczyłam się przy produkcji. Poczekam do wystygnięcia, aż spróbuję czy wolę wersję przyprawioną od klasycznej.
Jola
Miód a arbuz, no cóż nie zdarzyło mi się. Choć już różne rzeczy się z miodem próbowało:)
Mamma mia! Uwielbiam takie eksperymenta! Mam ślimakową. Pędzę po arbuza i produkuję!
Co przepis na Twoim blogu to aż mnie ekscytacja kulinarna rozpiera! 🙂 Dzięki Bogom za Internet i blogi!
A gdyby tak tego arbuza przez sokowirówkę tradycyjną przepuścić? 😛 Byłby klarowny sok bez włókienek i pestek :))
Zrobiłam po raz drugi (po poprzednim nie ma śladu – poszedł do dżemów) i na pewno nie ostatni w tym roku. Jest pyszny.
Poprzednio nie miałam imbiru. Dokupiłam z powodu tego miodu właśnie przystawkę wyciskającą (ślimakową) do maszynki do mielenia mięsa koszt ok 100 zł. Do arbuza sprawdza się idealnie, borówki i porzeczki trochę zapycha
KejBi
Nie robi przerw. Szczegóły na priv. 🙂
Można! 25 minut w 125 stopniach w piekarniku. Albo jak kto lubi. 😉
Uściski!
🙂
Ja też się zapytuję:) Czy można toto pasteryzować na zimę?:)
pozdr
Ania
Dziś zrobiłam 🙂 Smak fajny. Roboty trochę jest, ale każde dzieło sztuki wymaga pracy i poświęcenia 🙂
Też jestem ciekawa czy to jakoś się pasteryzuje? Bo nie wiem czy nie iść kupić arbuza i na całą zimę narobić 😛
Pzdr, Ania
Autorko, jaką masz wyciskarkę? Jaką polecasz? Czy Twoja roni przerwy co ileś czasu?
Czy pasteryzujesz słoiki?Do zimy wytrzymają?Musi byc pyszne!
Arbuz z łapanki. Oczywiście taki „swojski” z działki od sąsiada najlepszy… 🙂
Całuski ślę! :)))
Nie mam zielonego pojęcia. 🙂
Eksperymentuj Olu!
Uściski!
:))))
No właśnie iw, skąd bierzesz arbuza? Myślisz że można kupić ze zwykłego sklepu? Czy powinnam poszukać w sklepie Eko? I napisz też proszę czy przez wyciskarkę ślimakową rozumiesz taką ręczną maszynkę do mielenia mięsa? Z góry dzięki za odpowiedź!
wow, wygląda super, ale fakt dużo przy tym zachodu 🙂 pozdrawiam
mamę eksperymentatorkę 🙂
a czy sokowirówka może zastąpić wyciskarkę? 🙂
taką oto posiadam z siteczkiem trącym: http://www.avans.pl/kupic_img5/24/657x450_zelmer_sokowirowka-zelmer-jovita-177-b-symbio-_4142054086.jpg
Ola
Z czego to ludzie nie zrobią miodu :P. Muszę przetestować ten patent 🙂
Bardzo bardzo ciekawy.
jo! Jaka masz wyciskarkę? Moja sprawdziła się idealnie. W kilka minut, bez żadnej ingerencji, papraniny, a nawet dotykania czegokolwiek poza tłoczkiem… wielki gar oddzielonego soku od wiórów, co widać na zdjęciu. 🙂 Aromat bardzo specyficzny, fakt. Ale ja wielbię takie doświadczenia i z pewnością powtórzę w przyszłym roku ponieważ miód z arbuza idealnie sprawdził się jako „słód” do ciast, składnik koktajli, dodatek do wielu wymagających dosłodzenia potraw. Słowem: cudowny, zdrowy, naturalny słodzik. Ale wiadomo, co kto lubi! 🙂 .Uściski ślę i dziękuję za wpis. :)))
Zrobiłam. Dla mnie niestety niewspółmierny włożony wysiłek do osiągniętego efektu.
Wyciskarka ślimakowa lepiej wyciska twarde, niż miękkie, i po prostu się zapychała. Wyciskając sok z miękkich owoców, zazwyczaj przepycham kawałkiem marchewki, tutaj tego nie chciałam robić żeby nie zaburzyć smaku. Narobiłam się jak dzika, jest to bardzo czasochłonne.
Po odparowaniu, właściwego „miodu” wychodzi mało. Smak też mi nie odpowiada…
Nie powtórzę eksperymentu. Aczkolwiek na zdjęciach wyglądało fantastycznie!
Pozdrawiam!
Zapraszam! Ciekawe doświadczenie. 🙂 Pozdrowienia!
Ostatnio żywie się głównie arbuzami i mam wielką ochote spróbować tego przepisu! Dzięki!pozdrawiam:)
Również ściskam :**
Cieszę się że w końcu dobrze trafiliście. 🙂 Uściski ślę! :)))
Dodam jeszcze, iż po prostu miałam nieciekawe doświadczenia z lekarzem medycyny zachodniej, który „po godzinach” zajmował się TCM. Podczas wizyty przeglądał jakieś notatki, nie potrafił odpowiedzieć na zadawane pytanie, praktycznie – NIC NIE POWIEDZIAŁ. Jego leczenie nie było w ogóle skuteczne. Pracował jako lekarz w szpitalu (med. zachodnia), a potem, po godzinach spędzonych na etacie, jako lekarz specjalista TCM. Niestety, są też tacy.. Na „szczęście” nie trafiłam do niego z dzieckiem!! Potem znajoma poleciła mi jedną panią, która leczy wg TCM, nie będąc lekarzem zachodnim. Uczy się stale, jeździ do Chin, do Holandii do swoich nauczycieli. Ta pani mnie WYLECZYŁA. Odpowiadała na każe pytanie skrupulatnie, jest przemiła, przesympatyczna. Widać ogrom Jej wiedzy i umiejętności.
Bardzo dobrze, że nie trafiłaś z dzieckiem do takiego „lekarza”, do jakiego ja trafiłam..
Może napisałam poprzedni post krzywdząco dla lekarzy zachodnich, którzy prawdziwie kochają TCM i na prawdę się na niej znają, ale moje doświadczenie było na prawdę.. traumatyczne w tym aspekcie. Każdy patrzy ze swojej perspektywy i myślę, że warto jest wymieniać opinie, zdania, bo „prawda leży pośrodku”.
Reasumując – obie trafiłyśmy w końcu na prawdziwych SPECJALISTÓW i to jest ważne!!
Najważniejsze, to trafić do osoby, która jest kompetentna, sprawdzona, polecana – najlepiej do takiej osoby, którą polecają nasi przyjaciele, znajomi, albo poznać taką osobę, przyjść na jedną, dwie wizyty ZANIM się zgodzi na leczenie u niej.
Aha, dodam jeszcze, iż w/w pan doktor w ogóle nie interesował się dietetyką wg TCM 🙁 ANI RAZU nie wspomniał o zaleceniach dietetycznych 🙁 Później z Panią bardzo dużo rozmawiałam właśnie o dietetyce, gdyż to ona uświadomiła mi, iż jest to rzecz najważniejsza, gdyż przez właściwe odżywianie – wpływamy co najmniej 3 razy dziennie na nasze zdrowie, harmonię. Dlatego też trafiłam na Twojego bloga, szukając „zdrowych” przepisów w internecie 🙂 Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam wszystkim dużo zdrowia :**
Masz również dużo racji. Jest wiele „szarlatanów”, którzy „uważają”, iż „leczą”. Jest to wina faktu, iż w Polsce nie ma państwowego egzaminu, który weryfikuje umiejętności terapeutów, zajmujących się medycyną inną niż zachodnia, np homeopatią czy TCM. Dlatego też – można trafić na prawdziwego „konowała”. Natomiast – na prawdę, znam wiele osób, które świetnie leczą wg TCM nie mając wyższego wykształcenia medycznego – uczą się u znakomitych lekarzy TCM z Chin, często bywają w Chinach, aby swoje umiejętności poszerzać.
Jest wiele lekarzy medycyny zachodniej, którzy NIE POTRAFIĄ myśleć wg TCM – znam takich osobiście. Nie mają zielonego pojęcia o dietetyce, zajmując się np tylko i wyłącznie akupunkturą – bo „to im pasuje”..
Znam tez lekarzy zachodnich, którzy na prawdę dobrze leczą wg TCM – także – nie ma reguł.
Chciałam tylko podkreślić, iż na prawdę – w Polsce są dobrzy specjaliści z zakresu TCM, którzy nie mają ukończonych wyższych studiów medycyny zachodniej, ale np 10 lat uczą się TCM u wybitnych specjalistów w tej dziedzinie. A są lekarze zachodni, którzy skończyli roczny kurs akupunktury i .. uważają się za „specjalistów” w dziedzinie TCM. Trzeba uważać. Pozdrawiam :))
Szanowny Anonimie, nie mogę się zgodzić w stu procentach. Nie zauważyłam takiej prawidłowości, żeby osoby o wykształceniu medycznym, które edukują się i iinteresują TMC były gorzej wykształcone niż osoby bez medycznego przygotowania. Nie twórzmy stereotypów. Wszystko zależy od ludzi. 🙂
Z pewnością bywa tak jak piszesz, co nie znaczy że jest to normą. Osobiście, z wiedzą jaką posiadałam kilka lat temu na temat TMC (żadną, oczywiście) nigdy nie powierzyłabym swojego dziecka opiece „lekarskiej” kogoś kto nie jest lekarzem. Szanuję więc nieufne postawy ludzi. Dziecko jest najcenniejsze, nikt nie chce na nim eksperymentować. Dlatego sądzę że lekarz który posiada wiedzę z obu zakresów jest idealnym wyborem dla rodzica którego pociechy cierpią na przewlekłe choroby i zderzają z bezradnością zachodniej medycyny. Pozdrawiam. 🙂
Jedno sprostowanie – osoby zajmujące się zawodowo TCM NIE MUSZĄ kończyć medycyny zachodniej, aby genialnie leczyć wg TCM. Znam wiele osób, które nie kończyły zachodniej medycyny i rewelacyjnie leczą wg TCM, znam również osoby, które kończyły medycynę zachodnią, zajmują się TCM i są w tym fatalni – nie potrafią się przestawić na zupełnie inny tok rozumowania, zupełnie inny od zachodniego medycznego podejścia. Dlatego – nie bójcie się osób, które leczą wg TCM i NIE MAJĄ zachodniego wykształcenia medycznego – szkoły, w których kształcą się przyszli terapeuci TCM – mają w programie wykłady z anatomii, fizjologii i podstaw medycyny zachodniej, także – na prawdę – mogę policzyć na palcach jednej ręki lekarzy zachodnich, którzy są dobrzy w TCM, a znam wiele osób, które nie posiadają wyższego wykształcenia medycznego zachodniego i są ŚWIETNE w leczeniu wg TCM – także w akupunkturze.
Dobrze wiedzieć! Dzięki Małgosiu. 🙂 Uściski!
Dziś zrobiłam drugą wersję – arbuza pokroiłam i rozgotowałam. I dopiero taki rozgotowany przetarłam przez sitko (czyli zrobiłam tak jak przecier pomidorowy ;-)). Po przetarciu zagotowałam, przecedziłam przez gazę, odparowałam. Wygląda i smakuje tak, jak ten z przepisu. Odpadków było tyle samo.
Małgosiu! Super! 😀 Co do wyciskarki, moja dała radę i nic jej górą nie uciekało. Z tego co wiem, taki „nieprzetarty” arbuz nie ma miodowego koloru (jest czerwony) i być może będzie się szybciej psuć… ale próbuj. 🙂 Daj znaki jak wyszło. 🙂
Genialne! Dzięki za przepis. Użyłam 4 kg arbuza, wyszło mi 190 ml „miodu”. Jest bardzo, bardzo słodki. Muszę dokupić arbuza i zrobić więcej 🙂 Zastanawiam się, czy konieczne jest wyciskanie (ja mam ręczną wyciskarkę ślimakową, ale sok uciekał mi górą, więc się trochę narobiłam), czy nie da się zrobić ze zmiksowanego arbuza bez przecierania. Chyba zrobię taki eksperyment :-)))
Prawda? Niezłe dziwadełko. I w smaku też niepodobne do niczego co dotąd kosztowałam. Ciekawe doświadczenie. Polecam! I pozdrawiam! 🙂
Jakie cudo 🙂 Smak musi być obłędny! Wyślę po pracy TŻ po arbuza i biorę się za gotowanie 😀
Uściski Madziu! 🙂
W zimie nie widujesz jabłek, marchewki, selera, pietruszki, cebuli, czosnku, buraków, kiszonych ogórków i kapusty itd, itp? Skąd jesteś? Ja mieszkam w Polsce. Dynię przechowuję w chłodzie do maja. Chyba że zjem wcześniej. 😉 Owoce i warzywa w Polsce są sezonowe i sezonowo należy je spożywać. Część przechowuje się bardzo dobrze przez zimę. W zimie jemy produkty zbożowe bez zmian i wszystko co udało się przechować w stanie surowym. Dyskusyjne jest spożywanie w zimie owoców egzotycznych. Witaminy mają, owszem. Ale wychładzają organizm (po to rosną w ciepłych krajach) i w efekcie mogą powodować większą podatność na choroby.
Reasumując. Prócz witamin jest jeszcze parę składników jakie należy zadbać. Wg TMC jadać należy najwięcej zbóż, inne płody ziemi sezonowo + produkty odzwierzęce (max 10% całości) jeśli ktoś nie jest weganinem. Polecam odpowiednią literaturę. I opiekę wykształconego lekarza (medycyna klasyczna + wiedza holistyczna w tym dietetyka).
W zimie?
Tak! Jutro robię 🙂 Brakowało mi super oryginalnego przepisu na owoce w słoiku 🙂 No to mam! Dzięki Iw 🙂
Szczerze powiem Arven, że już trudniejsze rzeczy pokonałam. To była pestka. ;)) Wolę arbuza niż przebieranie czarnych porzeczek!!! 🙂 Uściski!
Zajadam się arbuzem solo jako takim i się zachwycam, a tu okazuje się że takie cuda można z niego zrobić. Takie to pożyteczne 🙂
Ale ogrom pracy mnie poraża…podziwiam!
O jaaaa! Szybka/i jesteś!!! 😀 Ciekawe jak Ci posmakuje. Pozdrawiam! 🙂
Idź do sklepu i ze stoickim spokojem nabądź drogą kupna wielką zieloną kulę, czerwoną w środku. 😀 A potem… szaleństwo pestkowe! Pozdrawiam Karmelitko. 🙂
Dzięki Patysko. Uściski! 🙂
Po takim gotowaniu produkt końcowy idealnie zastąpi rafinowany, szkodliwy, sklepowy cukier. A witaminy przyjmę w postaci świeżych warzyw, owoców, kasz, orzechów, ziaren, strączków, jaj… itp itd.. Wystarczy. 🙂 Pozdrawiam.
hihihihi! Dzięki! Miłej zabawy w pszczołę! ;))) Sciski!
Kamila, smak jest kwestią gustu. Oryginalny nie smakował mi szczególnie. Stąd pomysł na „dosmaczenie”. Ale ja nie jestem fanką słodkości, więc czekam na recenzje Malucha. 🙂 Uściski!
Antenka, dosyć zaskakujące w smaku… I skąd tyle cukru w owocu?? Masakra… Pozdrawiam! 🙂
Super! Pozdrawiam! 🙂
Pomysł nie mój i w wersji saute mi nie smakował. Za to z dodatkami i owszem! Polecam. Sciski! 🙂
Margot, super zabawa. Musisz wypróbować! 🙂 Caus!
Dzięki! Potwornie słodki, ale pyszny, fakt! 😉 Pozdrawiam! 🙂
Emma, oryginalny smak. Myślę że warto. Sciski! 🙂
Oj tam oj tam… ;))) Mam wyciskarkę ślimakową… nie napracowałam się zbytnio. 😉 Pozdrówko! 🙂
Koniecznie. Fajna rzecz, taki słoiczek. Pozdrawiam! :))
Ja juz robię! Właśnie pyrka na kuchence!
jestem po prostu.. rozdarta! pomiędzy tym, czy zapisać tylko, czy może pędzić do marketu po arbuza!
Niesamowity…
Czy po takim gotowaniu koncowy produkt ma jeszcze jakies walory odzywcze, witaminy?
łoooo!! no po raz kolejny mnie zachwyciłaś, Twoje ananasowe żelki robię od czasu do czasu wciąż, więc tym bardziej arbuzowy miód muszę wyprodukować 😀
Wygląda pięknie, mam nadzieję, że smak wart jest zachodu. W każdym bądź razie podejmuję wyzwanie walki z arbuzowymi pestkami. Do kuchni i do roboty 🙂 pozdrawiam kamila
pomysł i przepis fantastyczny:) to musi być wspaniałe
Cudowny, jak wrócę z urlopu i jeszcze będą arbuzy to się skuszę, bo teraz i tak mam co przerabiać;) Przepis zapisany! Pozdrawiam!
genialny pomysł!
absolutnie doskonały!!!
Ale pyszny rarytsik 🙂
Voila, chyba warto poświęcić mu tyle pracy, wygląda super!
wygląda wspaniale 🙂 gdyby tylko nie wymagało to tyyyyle roboty… zazdroszczę siły woli 🙂
Mniam 🙂
Skuszę się 😉