Kiedy zaczynała swoją „rewolucję”, na rynku zdrowej żywności panowała jeszcze posucha, a kaszę jaglaną jadło się tylko jako rozgotowaną papę. Teraz, po ponad pięciu latach regularnego prowadzenia bloga, wreszcie wydała książkę. Osobistą i szczerą do bólu. Książka Smakoterapii (bo to o niej mowa) trafiła właśnie w nasze ręce, a my czytamy i oceniamy.
Mimo iż Iwona Zasuwa dzisiaj ma szerokie i wierne grono odbiorców, początki wspomina bardzo ciężko. Jej radykalna zmiana nie wynikała z personalnego widzimisię czy z chęci bycia modną i znaną blogerką. Wielkie zmiany w sposobie, w jaki Iwona zaczęła patrzeć na jedzenie, spowodowane były chorobą syna, który z powodu bardzo poważnych alergii pokarmowych był zmuszony zrezygnować prawie z wszystkiego, na co składa się jadłospis normalnego dziecka. Śniadanie bez chleba? Obiad bez mięsa? Podwieczorek bez słodyczy? Szaleństwo! Tylko konsekwencja, upór i wielka miłość do rodziny sprawiły, że książka „Smakoterapia. Kuchnia roślinna bez glutenu, nabiału i cukru” jeszcze przed dniem premiery była bestsellerem Empiku.
Dzisiaj książki kulinarne o tematyce zdrowotnej to już żaden rarytas. Każde wydawnictwo ma w swoim portfolio podobne tytuły. A to wegańskie, a to bezglutenowe. Mało jest jednak książek, które poza samym zbiorem przepisów są jeszcze (albo przede wszystkim) zbiorem historii. Przede wszystkim tych rodzinnych, o zmaganiu się z ograniczeniami, chorobami, własnymi przyzwyczajeniami. Książka, którą trzymamy w ręce, właśnie taka jest. Bez ściemy.
„Zamiast wstępu” – tak zaczyna się pierwszy rozdział. Trochę historii o tym, co autorkę motywuje, jakie idee jej przyświecają. Tak opisowo i emocjonalnie rozpoczynają się wszystkie rozdziały. Bo każdy z nich ma tutaj swoje miejsce, jest po coś. Żaden przepis nie pojawia się bezpłciowo i sucho, na zasadzie: składniki, wykonanie, smacznego! Każdy ma swoje motywy, swoją historię, dzięki której zaistniał w rodzinnym jadłospisie Iwony i dzięki której pozostał w niej na stałe.
Smakoterapia, nazywana przez czytelników bloga Matką Kaszy Jaglanej zdradza, że początki z jaglanką wcale nie były łatwe. Nie oszukuje nikogo, że po pierwszej łyżce zaklaskała uszami i zaczęła piec jaglane chleby. Było mdło, nijako, ciężko. Pierwszy rozdział to zatem szczera opowieść o tym, jak można przyzwyczaić się do smaku, zaakceptować go, potem nawet polubić i zaprosić do swojej kuchni.
A uwierzcie nam – Iwona z kaszy jaglanej potrafi wyczarować naprawdę wszystko! No może poza kiełbasą, nad którą ponoć ciągle pracuje.
Kiedy już oswoimy się ze smakiem jaglanki, przychodzi pora na pierwsze przepisy. Nabiał bez nabiału. Kefiry, mleka, śmietany, nawet mozzarella! Świat zwariował – pomyślicie. Ale te przepisy są faktem i stają się bazą kolejnych, bardziej rozbudowanych potraw. I naprawdę smakują. A migdałowe czy kokosowe mleko okazuje się znacznie smaczniejsze, zdrowsze i o niebo tańsze niż to kupione.
Po nabiale przychodzi pora na pieczywo. CHLEB. Phi! Ryżowy? Ano pewnie!
Od najprostszych przepisów, do których wystarczy nam (jakżeby inaczej) gotowana kasza jaglana i świeże drożdże, po te „odświętne”, rosnące samoczynnie, napakowane ziarnami, orzechami. Są i chleby śniadaniowe, nadające się pod tradycyjną kanapkę, płaskie chlebki smakowe, torille, bułki, placki, pizze, naleśniki. A co najważniejsze – produkty do wypieku takiego pieczywa można łatwo skompletować, przechowywać w domu i mieć pod ręką zawsze, gdy najdzie nas ochota na kęs buły i zatęsknimy za klasycznym naleśnikiem.
Kolejny rozdział to „zimne” i surowe, gdyż warzywa i wszelkiego rodzaju zielenina to podstawa w kuchni Iwony. Szczególnie te wyhodowane i zebrane we własnym ogródku, bez nawozów, oprysków. Jest zatem dużo przepisów na pasty, smarowidła, nieśmiertelny hummus, pesto, a nawet „smalczyk” – baza dla osób przerażonych perspektywą braku masła i twarożków.
Aż przychodzi rozdział bodaj najważniejszy – ciepły. Dania podawane na ciepło to podstawa kuchni Smakoterapii, która stara się dziennie podawać aż trzy gotowane dania. Takie bowiem działają na nasz organizm najlepiej – rozgrzewają i osuszają. Rozdział ten to prawdziwy festiwal smaku: dynie, kalafiory, ciecierzyca, ziemniaki, przyprawy, zioła, marchewki, szpinak… Uff, można by wyliczać. Do tego oczywiście obowiązkowe kasze, z jaglaną na czele J
Co sprawia, że książka Smakoterapii jest wyjątkowa? Na pewno to, że przepisy w niej podane są zapisem mozolnej, ale skutecznej ewolucji żywieniowej całej rodziny. Powolnej zmiany smaków i przyzwyczajeń, walki o zdrowie. Szczerość i skromność, bez marketingowych chwytów, ulepszeń, pracy sztabu fotografów i grafików. Gdyby chodziło o kasę i rozgłos, książka wyszłaby pewnie już dawno. Pewne decyzje lepiej jednak podejmować świadomie i powoli, pracując na swoją markę tak, jak robi to Iwona.
Jeśli chcecie zmienić coś w swojej diecie – nawet odrobinę, jeszcze nieśmiało – i szukacie TEJ jednej i właściwej książki, niech „Smakoterapia” będzie Waszym przewodnikiem.
Mamy, czytamy, oceniamy, inspirujemy się <3
Oto wpis o długo wyczekiwanej, szczerej, osobistej i absolutnie czarującej książce Smakoterapia, która jeszcze zanim trafiła na półki księgarń, już była bestsellerem.
Nie wahajcie się zaglądać i czytać i uczyć.
A kto nabierze ochoty, by poznać Matkę Smakoterapię osobiście, dla tego mamy niespodziankę:
30 października odwiedzi Pracownię SMAKU, by Was uczyć, inspirować, gotować i dzielić swoją pasją.
Zapisy niebawem! Bądźcie w gotowości!
Pracownia Smaku Jolanty Kleser
Katowice